czwartek, 6 października 2011

Cisza

Bardzo dawno nie pisałam, ba zapomniałam, że kiedyś założyłam tego bloga. Ostatnimi czasy jednak przypomniało mi się o moim Podwodnym świecie, świecie widzianym rybim okiem. A ryba jak wiadomo nie ma powiek, więc ma oczy szeroko otwarte na świat. Dziś chciałabym Wam przedstawić Monikę i Paulinę, dwie przyjaciółki, wiele je łączy, mają wspólne pasje, są pełne życia. Niby nic wyjątkowego, jednak obie dziewczyny nie słyszą. Urzekła mnie ich historia, o tyle, że sama borykam się z niepełnosprawnością od urodzenia. Tak więc poznajcie Paulinę i Monikę...


Światło nad lodowiskiem jest przygaszone. Wokół rozbrzmiewa głośny śmiech dzieci, które pod czujnym okiem rodziców stawiają pierwsze kroki na lodowej tafli. Wśród nich uwagę przyciągają dwie młode, uśmiechnięte dziewczyny. Widać że dobrze się znają. Co chwilę szukają się wzrokiem, podjeżdżają do siebie, o czymś dyskutują.

Monika i Paulina mają po 24 lata.Od dwóch lat łączy je przyjaźń. Obie są młode, piękne, kochają łyżwiarstwo, są pełne życia. Obie też od urodzenia nie słyszą.

- Łyżwiarstwem interesowałam się od dzieciństwa – mówi Paulina – ale prawdziwą pasją do tego sportu zaraziła mnie Monika.

Monika łyżwiarstwo figurowe trenuje od ośmiu lat. Mówi, że łyżwy zmieniły jej życie. Dziś bez nich nie wyobraża sobie życia. Regularnie trenuje, startuje w zawodach, zdobywa wyróżnienia. Paulina trzyma za nią kciuki. Sama kupiła sobie łyżwy i zaczęła jeździć. Z małą przerwą, bo aktualnie wychowuje córeczkę. Jednak, jak sama mówi, do łyżwiarstwa kiedyś powróci.

Trudne początki
Monika i Paulina urodziły się z głębokim niedosłuchem. U Pauliny wada była konsekwencją różyczki, jaką przeszła jej mama w czasie ciąży. Sytuację pogorszyły jeszcze leki, które Paulina dostała kiedy miała 18 miesięcy. W wyniku tego w wieku 2 lat wykryto u niej niedosłuch. Duży, rzędu 90-95 dB. Kiedy zdejmie aparaty słuchowe może usłyszeć jedynie bardzo wysokie dźwięki. Monika nie wie, skąd tak duży niedosłuch. Lekarze nie potrafili podać jednoznacznej przyczyny To, że nie słyszy, zauważyła mama. Monika miała wtedy około 5 miesięcy. Po wielu wizytach u specjalistów udało się postawić diagnozę – niedosłuch w wysokości około 100 dB.

Według reguł medycyny dziewczyny nie miały prawa słyszeć i normalnie mówić. Dziś, jeśli ktoś ich nie zna, nie rozpoznałby u nich wady słuchu. Wyłamały się z ram określających osoby niedosłyszące i funkcjonują jak każdy, słyszący człowiek. Ten sukces zawdzięczają nie tylko sobie, ale przede wszystkim ogromnej determinacji rodziców. To dzięki nim w bardzo krótkim czasie udało się zdobyć pierwsze aparaty słuchowe dla Moniki i Pauliny. Monice pierwszy aparat ufundował biskup lubelski, Paulinie sprowadzono go z zagranicy. Podczas gdy większość dzieci miała pudełkowe aparaty słuchowe, ona nosiła zauszny. Był to w 1989 roku najlepszy dostępny sprzęt .

Dziewczyny rozpoczęły trudną, wyczerpującą rehabilitację. Zarówno mama Moniki, jak i mama Pauliny zrezygnowały z pracy i w pełni poświęciły się opiece nad dziećmi. Monika do 15 roku życia znajdowała się pod opieką dwóch logopedów. Jak sama mówi, wolała zajęcia z panem Januszem, gdyż jako dziecko lubiła słuchać męskich głosów, były dla niej przyjemniejsze. Paulina z poradni logopedycznej nie musiała już korzystać w czwartej klasie szkoły podstawowej. Prócz zajęć ze specjalistami dziewczyny przechodziły żmudne ćwiczenia w domu. Stukanie o garnki, dzwonienie sztućcami o różne naczynia, włączanie głośnej muzyki, zasłanianie ust kartką. Rodzice wymyślali tysiące sposobów, by dziewczyny mogły oswoić z dźwiękami i potrafiły je odpowiednio zinterpretować.

Dzięki wysiłkom swoich rodziców Monika i Paulina uczęszczały do publicznych szkół. Były traktowane na równi ze swoimi rówieśnikami, nie stosowano wobec nich taryfy ulgowej. Obie zgodnie twierdzą, że najtrudniejszy okres przechodziły w gimnazjum. To tam najczęściej doświadczały, że różnią się od swoich kolegów i koleżanek. Zamiast skarżyć się rodzicom, uciekały w swoje hobby. Monika zafascynowała się książkami i “Gwiezdnymi Wojnami”, Paulina malowała i lepiła figurki z modeliny. Miała ich całą kolekcję.

Przyjaźń między dźwiękami
Mimo, że od dzieciństwa wiele je łączy poznały się dopiero dwa lata temu. W jednej z gazet ukazał się artykuł, którego bohaterką była Monika. – Pomyślałam sobie: ta dziewczyna jest niezła – wspomina Paulina – ma wysokie ambicje, wybrała kierunek studiów, który do łatwych nie należy. Napisałam do niej e-mail. Bardzo szybko odpisała proponując spotkanie w „realu”. – Poznałyśmy się we wrześniu 2009 roku – mówi Monika. Wystarczyło kilka spotkań, żebym wiedziała, że z tego będzie coś więcej niż zwykłe relacje koleżeńskie. I się nie pomyliłam. Paulina jednak była bardziej ostrożna. – Bo z reguły jestem ostrożna przy zawieraniu nowych znajomości – kwituje Paulina. Zresztą myślałam, że skończy się to na jednym spotkaniu. Ku mojemu zdziwieniu polubiłam Monikę od razu i bardzo szybko się zaprzyjaźniłyśmy. – Przeżyłyśmy tyle, że głowa mała – dodaje Monika. Rzeczywiście, dziewczyny od dwóch lat razem spędzają wiele czasu. Razem z przyjaciółmi wyjeżdżają w góry, świętują Sylwestra.

Paulina przygotowała dla Moniki prezentację, z którą pojechała na wybory Miss Deaf World w Gruzji. Niestety, pech chciał, że podczas gali, nie udało się odtworzyć płyty. Zawiodła technika. – Przeżyłam to mocno – mówi Monika – ale tylko dlatego, że nie dostałam takiej samej szansy jak pozostałe uczestniczki. Niestety, nie miałam możliwości pokazania innym mojej pasji, miłości do łyżew. Monikę do udziału w Wyborach Miss skłonił wewnętrzny impuls, chęć zrobienia czegoś nowego, przeżycia przygody. O wyjeździe na konkurs nie powiedziała rodzicom. Bała się, że jeśli nie zdobędzie tytułu, to będzie to dla niej porażka, a nimi nie lubi się dzielić. Na wybory do Poznania pojechała sama, mówiąc, że wybiera się na konferencję. Wróciła z tytułem I v-ce Miss ONSI.

Dzięki swojej determinacji Monikę poznała cała Polska. Kiedy na początku roku zaproponowano jej, by pojechała do Orlando na wybory Miss Deaf International, nie wahała się długo. – To była dla mnie wielka przygoda, coś co sprawia, że życie jest piękniejsze, bardziej kolorowe. Z życia trzeba korzystać jak najwięcej – mówi – Dostałam taką szansę i z niej skorzystałam. Nauczyło mnie to pewności siebie, wiary we własne możliwości, tego, że jeśli czegoś się pragnie- można tego dokonać.

Kobiety sukcesu
A Monika i Paulina dokonały naprawdę wiele. Monika kończy prawo na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, jest na drugim roku pedagogiki. Jej pasją jest nie tylko łyżwiarstwo i modeling. Uwielbia pływanie, które trenuje zawodowo, podróże, a ostatnio pokochała snowboard. Uwielbia też swoją rodzinę i paczkę przyjaciół. To wśród nich czuje się najpewniej, najbezpieczniej.

Wśród nich jest Paulina. W czerwcu skończyła psychologię na Uniwersytecie Marii Skłodowskiej Curie. Obroniła ponad 150 stronicową pracę magisterską, która w przyszłości doczeka się publikacji. Od trzech lat prowadzi blog, na którym dzieli się swoim doświadczeniem i przeżyciami. Swoją przyszłość zawodową chce poświęcić osobom podobnym sobie. W związku z tym przechodzi dodatkowe praktyki, uczestniczy w wykładach i szkoleniach. Mówi o sobie, że przynależy do dwóch światów: niesłyszących i słyszących. Jednak mentalnie czuje się słysząca.

Dziewczyny łączy jeszcze jedno - obie są szczęśliwe w związkach ze słyszącymi partnerami. – Męża poznałam dzięki mojemu przyjacielowi – wspomina Paulina. Jak się okazało, był we mnie zakochany już od dawna, tylko zabrakło mu odwagi, aby zrobić pierwszy krok. Od początku wiedział o mojej wadzie słuchu. Nie bałam się takiego związku. Wiedziałam, że w chcę w nim trwać. Być może wynika to z tego, że wychowałam się wśród osób słyszących i w takim środowisku dobrze funkcjonuję. Dziś wraz z mężem wychowują 1,5 miesięczną córeczkę, Wiktorię. – Nie bałam się, że mała będzie miała wadę słuchu - dodaje. U mnie nie jest ona wynikiem wady genetycznej, lecz choroby mojej mamy i leków, jakie podano mi po urodzeniu. Tak więc córka była całkowicie bezpieczna.

- Ja swojego narzeczonego poznałam przez Internet – mówi Monika. Przez dwa, trzy miesiące pisaliśmy do siebie. Później zaczęliśmy się spotykać i tak się zaprzyjaźniliśmy. Łączyło nas bardzo dużo. W trakcie jednej z rozmów wyznałam, ze mam wadę słuchu. Odparł, że mu to nie przeszkadza. Mimo to ogromnie się bałam. Nie wierzyłam, że może mnie spotkać „normalna miłość”. Myślałam, że skoro osiągnęłam już tyle, to nie mam prawa od życia wymagać, bym spotkała kogoś z kim będę chciała później dzielić życie. Bałam się, że jak ofiaruję mu swoje uczucia, że odejdzie, zostawi mnie i odrzuci. Ale jego nieugięta postawa, cierpliwość przetrwała wszystko, rozwiała moje lęki. Na każdym kroku pokazywał mi jak bardzo mnie kocha i szanuje. Jest naprawdę wyrozumiałym i mądrym mężczyzną.

Dziewczyny zgodnie przyznają, że nie zawsze były pogodzone z tym, że nie słyszą. – Niejednokrotnie pytałam siebie: dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego akurat ja mam wadę słuchu – pisze na swoim blogu Paulina. – Potem przyszedł czas na pytanie: po co mi to było dane? Do czego powinnam dążyć? Chcę być żywym przykładem dla innych niesłyszących, że dążenie do wyznaczonego celu, okupionego niekiedy dodatkowymi trudnościami i cierpieniami bywa wielce satysfakcjonujące. Dlatego chętnie biorę udział w wykładach na temat rehabilitacji, opowiadam słuchaczom moją historię, pokazując jednocześnie, że ciężka i wieloletnia praca może przynieść niebywale efekty. Dlatego studiowałam psychologię. Dlatego piszę blog, aby uświadomić jak największej liczbie osób jacy my naprawdę jesteśmy. – Gdyby nie to, że jestem niesłysząca, byłabym zapewne innym człowiekiem – mówi Monika. – Nie byłabym tym, kim jestem teraz. Jednak to wymaga ogromnej pracy nad sobą, nad zaakceptowaniem siebie - takiego, jakim się jest.

Więcej o Paulinie i Monice:
http://duet-cichodzwiekow.blog.onet.pl/
http://www.monikaszymanek.com/

Reportaż ten powstał dla Kampanii Społecznej "Usłyszeć świat - usłysz wszystkie odcienie dźwięków" i ukaże się na początku listopada w ogólnopolskiej gazecie "Usłyszeć świat"