wtorek, 1 listopada 2011

Emigrant

Amerykańska firma poszukuje wysoko wykwalifikowanych pracowników produkcji do swojej filii w Wielkiej Brytanii. Praca przy maszynie na hali produkcyjnej. Od kandydatów oczekujemy zaangażowania i dyspozycyjności, umiejętności pracy w zespole. Mile widziana podstawowa znajomość języka angielskiego. Wybranym kandydatom oferujemy pracę w renomowanej firmie w międzynarodowym środowisku, atrakcyjną stawkę godzinową, program szkoleniowy, stale podnoszenie kwalifikacji. Aplikacje w języku angielskim prosimy wysyłać na adres…

Wielka Brytania po 1 maja 2004 roku została zalana falą emigrantów z całego świata. Otworzenie rynku pracy dla cudzoziemców zaskoczyło nawet samych Brytyjczyków. Nie przypuszczali, że ich kraj może wzbudzić aż takie zainteresowanie. W swoich szacunkach nastawiali się na około 13 tysięcy imigrantów. Tymczasem, według badań statystycznych, w ubiegłym roku na brytyjskim rynku pracy zarejestrowało się blisko 223 tysiące samych tylko Polaków.

- Pojechałem do Anglii, bo w Polsce, w firmie w której pracowałem, właśnie dostałem podwyżkę... o 1 grosz. Do pracy za granicą jedziesz albo zupełnie w ciemno i szukasz czegoś na miejscu, albo przez agencję, znajomych. Pierwsze dni upływają na aklimatyzacji, obcy język, obce widoki, obcy ludzie, nawet sposób poruszania się jest obcy... - mówi Piotr Michalski, który spędził w Wielkiej Brytanii ostatnie cztery lata. - Przychodzi jednak ten moment, w którym trzeba wziąć za słuchawkę i zadzwonić do potencjalnego pracodawcy i po angielsku umówić się na rozmowę. Trafiłem na dobry moment, kiedy było duże zapotrzebowanie na pracowników. W takich sytuacjach zatrudniają niemal wszystkich, szczegółowa weryfikacja następuje dopiero później. Mnie się udało, zostałem zatrudniony i pracowałem w tej firmie przez kilka lat. Na rozmowę kwalifikacyjną pojechałem z biegu. Telefon, krótka rozmowa, którą w moim imieniu przeprowadził kolega i za dwie godziny miałem stawić się w siedzibie firmy. Na miejscu okazało się, że cała rekrutacja trwała chwilę. Najpierw kilkustronicowa aplikacja do wypełnienia, a zaraz potem interwiew z pracodawcą. Przygotowywałem się do niego wcześniej, w końcu miała to być moja pierwsza rozmowa po angielsku.

Za chlebem


Wielu Polaków pracuje fizycznie w zawodach nie cieszących się uznaniem u mieszkańców Wysp. Popularna jest branża gastronomiczna, hotelarska, rolnictwo. Znaczna grupa osób decyduje się na opiekę nad dziećmi czy osobami starszymi lub zatrudniani są do pracy w halach produkcyjnych.

- Wystarczy, że chcesz pracować, a jakieś zajęcie na pewno się znajdzie. Dla angielskiego pracodawcy najważniejsze jest to, że chcesz pracować i wykazujesz inicjatywę. Kiedy nasi przełożeni zorientowali się, że nie przychodzimy do pracy po to, by odstać swoje, ale chcemy robić coś więcej, wtedy wszystkie nadgodziny kierowali do nas. Swój pierwszy wolny dzień miałem dopiero po dwóch miesiącach.

Polacy cieszą się w Anglii opinią dobrych, wykwalifikowanych pracowników. Kiedy Piotr pojechał na Wyspy, miał świadomość, że jeśli nie dostanie pracy w jednym miejscu, przyjmą go w innym. Zatrudniono go jako specjalistę od obsługi maszyny, która weszła dopiero w etap testów.Piotr szybko nauczył się ją obsługiwać, ba, nawet ją usprawnił, dzięki czemu osiągnęli zamierzone efekty. Po pewnym czasie wraz z kolegą stali się ekspertami, co zobowiązywało ich do szkolenia innych. Po angielsku rzecz jasna, czyli w języku, którego prawie nie znał.

- Z czasem dochodziło do zabawnych sytuacji, kiedy pracodawcy w zasadzie na nas opierali funkcjonowanie firmy. Raz, dwa razy do roku, jako, że byliśmy filią amerykańskiej firmy, przyjeżdżał do nas ktoś z zarządu. Na tydzień przed planowaną wizytą wszyscy w pełnej gotowości, z gotową listą w ręku co należy jeszcze zrobić, malowali ściany, wyklejali linie na podłodze, sprzątali cały budynek. W wielki dzień wizytacji, wokół panika, wszyscy wokół bladzi, a w oczach malowało się zwolnienie. Specjalnie wyselekcjonowana grupa pracowników, a w niej my, w bezruchu czekała na wizytę gościa. Na umówiony znak, wszyscy jak jeden mąż zaczęli pracować. Obrazek niczym z popularnego Muppet Show. A pozostali? No cóż, siedzieli na kantynie i udawali, że mają przerwę.

Podobnych sytuacji zresztą było wiele. W którymś momencie mojego pobytu w Anglii, Unia Europejska przeznaczyła pewną pulę pieniędzy na szkolenia, by w dobie kryzysu wykształcić sobie pracowników. Była to głośna sprawa. Mówiono o tym w telewizji, prasie, wiele informacji można było znaleźć w Internecie. Szkolenie mialo na celu podniesienie kwalifikacji brytyjskich pracowników, którzy przegrywali w konfrontacji z wysoko wykwalifikowanymi pracownikami z Europy Wschodniej. Zaproponowano je nam. Jak się później okazało kosztowały one znaczną kwotę pieniędzy. W ostatecznym rozrachunku przeszkoliło się od nas czterech pracowników, ja z kolegą, również Polakiem, Pakistańczyk i Angielka. Na nasze pytanie dlaczego my, skoro szkolenia przeznaczone są dla Brytyjczyków, usłyszeliśmy: „oni na to nie zasługują, a wy tak”.

Z otwartymi ramionami

Wielka Brytania otwierając się na przyjazd przybyszów z całego świata, udostępniła dla nich cały system wsparcia, jakim dysponuje. Wystarczy jedynie uzyskać numer ubezpieczenia, by mieć takie same prawa jak obywatele brytyjscy.

- Co mnie zaskoczyło, to fakt, że w Anglii wszystkie procedury są dużo łatwiejsze – mówi Piotr. Większość spraw można załatwić listownie, lub telefonicznie. Zaoszczędza całego zamieszania i gonitwy od urzędu do urzędu. Jedyne miejsce, w które musiałem udać się osobiście, to Job Centre Plus, gdzie po wnikliwej weryfikacji, dostałem numer ubezpieczenia. Całą resztę można załatwić nie ruszając się z domu.

Ma to oczywiście swoje wady. Przede wszystkim całe procedury trochę trwają , Czasem można zapomnieć o złożeniu wniosku, a potem okazuje się, że na koncie pojawiły się skądś dodatkowe pieniądze. Jak się później okazuje, z wniosku, który powoli zaczął już pokrywać się kurzem.

Jeszcze do niedawna mieszkańcom Zjednoczonego Królestwa nie opłacało się pracować. Niewiele mniej, o ile nie tyle samo mogli uzyskać dzięki zasiłkom. Według badań 5,5 mln Brytyjczyków nie pracuje, a 2,5 mln nigdy nie pracowało. Niezwykle łatwo jest uzyskać zaświadczenie o trwałej niezdolności do pracy. Trądzik, otyłość, choroba weneryczna… wystarczy jedynie lekarz, który wystawi odpowiedni dokument. Obecnie, kiedy okazało się, że Anglia w dobie kryzysu zadłużyła się na blisko bilion funtów, zaczęto ten system skrupulatnie weryfikować. Z dnia na dzień wstrzymano wypłaty zasiłków i zaostrzono procedury. Na odpowiedź odwołania czeka się nawet kilka miesięcy.

Angielskie wydawanie pieniędzy.


Przychodzi taki moment, kiedy należy wydać zarobione pieniądze. Dotychczas utarło się, że w Wielkiej Brytanii niektóre rzeczy są znacznie tańsze. - Oczywiście, że tak – potwierdza Piotr. - Prawdziwą okazję można „wyhaczyć” na niedzielnych bazarkach, gdzie ze £1 można było kupić komplet talerzy czy sztućców, a za £3 całkiem porządny zestaw kijów golfowych. Tańsze i w znacznie lepszym gatunku mają również ubrania. Jednak ceny sprzętu elektronicznego, po który Polacy masowo wyjeżdżali do Anglii, już się wyrównały.

Czasem może się zdarzyć, że część naszej wypłaty pójdzie na pokrycie mandatu. W Wielkiej Brytanii policja dysponuje bardzo dobrym sprzętem kontroli ruchu drogowego, ale robią wszystko, żeby go nie użyć. Może jednak przytrafić się tak, że jednak dostaniemy mandat, albo co gorsza zostanie nałożona na nas kara za niedopełnienie jakiś warunków formularza czy wniosku. Kary są duże, a czasem, nawet i bardzo duże. Obciążenia finansowe czekają na każdym kroku od zwykłego mandatu za złe parkowanie, kary za wszczynanie awantur, czy bójek, czy też wreszcie za nieuregulowanie licencji za korzystanie z telewizora.

Mieszanka multikulturowości


Do Anglii za chlebem ściągają imigranci niemal ze wszystkich stron całego świata W najgorszej sytuacji są ci, którzy do swojego kraju nie mają powrotu, którzy żyją ze świadomością , że ich nowym domem i ojczyzną staje się Wielka Brytania. Spotkać też można i tych, którzy świadomie, dobrowolnie zdecydowali się, by zostać tam na stałe. Ściągają całe swoje rodziny, organizując sobie życie na nowo, odcinając się nie tylko od tego co mieli, ale również kim byli w rodzinnym kraju. Są też i tacy, którzy przyjechali „na chwilę” zarobić, podreperować swój budżet, może po to by pooddawać długi, a potem znów wrócić do siebie.

- Okolice Manchesteru, w których byłem to mekka Pakistańczyków i Polaków. W żadnej innej części Wielkiej Brytanii nie ma ich tak wielu co właśnie tam. Pracowałem też Nigeryjczykami, mieszkańcami Konga, a nawet Bangladeszu. Bardzo wielu jest Litwinów, Łotyszy Słowaków, czy Czechów. Ta różnorodność kultur i narodowości uwidaczniała się na każdym kroku, począwszy od podejścia do pracy, na wierzeniach religijnych kończąc. Trzeba było szczególnie uważać, by zupełnie nieświadomie kogoś nie urazić, albo co gorsza zostać posądzonym o rasizm. Dlatego wiele jest tematów tabu. Nie rozmawia się o polityce, pochodzeniu czy religii. Czasem mogło zdarzyć się tak, że ktoś w rozmowie o tym napomknął, ale zazwyczaj szybko ucinał dyskusję, odpowiadając półsłówkami.

Wśród swoich

- W Wielkiej Brytanii niemal wszędzie spotykałem rodaków. Szpital, restauracja, zakład produkcyjny, a nawet lotnisko stają się miejscem pracy dla Polaków. Jest to o tyle dobre, że ma się swoich obok siebie, można zamienić kilka słów w rodzimym języku, czy napić się polskiego piwa. Bo w Anglii polskie piwo jest dostępne. Są nawet polskie sklepy, z polską żywnością, prowadzone w głównie przez… Pakistańczyków.

Niestety nie najlepszą opinię budują nam młodzi rodacy, w wieku około 18 lat, którzy jadąc na Wyspy wszystko już widzieli, wszędzie byli, niczym nie można ich zaskoczyć. Do Anglii przyjeżdżają, aby kraść, wszczynać awantury, albo zwyczajnie uciekają przed długami, zatargami, które czekają na nich w Polsce.

Piotr wspomina, że spotkał również i takich, którzy decydując się na stałą emigrację, odrzucają wszelkie próby kontaktu z rodakami. Mówią, że w ten sposób jest im łatwiej wtopić się w nowe środowisko.

Brytyjczycy zdaje się, że są świadomi tego, że przed falą emigracji już nie uciekną. I dlatego też w wielu sytuacjach wychodzą naprzeciw oczekiwaniom i potrzebom swoich nowych mieszkańców. Formularze w ojczystych językach, swobodny dostęp do tłumacza, zrównanie praw wszystkich pracowników, sprawiają, że nowi mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa są traktowani na równi z rodowitymi Anglikami.

1 komentarz:

  1. Ciekawe, inne podejscie do emigracji, nie jako zalenie sie a zdobywanie wiedzy. Przyjemnie sie czyta :)
    I ogromny plus za zmiane skorki na calkiem jesienna.
    It`s soo good

    OdpowiedzUsuń