piątek, 5 marca 2010

Edziu cz. 1

Inny świat

Jest słoneczne, zimowe popołudnie. Za niewysokim, szarym i lekko przechylonym do wewnątrz ze starości murem słychać odgłosy innego świata. Oddzielona niewielkim, żwirowym placem służącym w niedziele za parking ulica sprawia wrażenie przylegającej niemalże do ogrodzenia. Jej odgłos jednak dochodzi jakby z oddali, tłumiony nagimi gałęziami kasztanów, z których najstarsze pochodzą z czasów uchwalenia Konstytucji Majowej. Tu, pomiędzy wąskimi alejkami ocienionymi strzelistymi, smukłymi tujami bezgłośnie mówią bohaterowie tego miejsca. Ich głos jest wyraźny, pełen ciepła, zrozumienia, nostalgii ale też pociechy i nadziei. Tutaj są żywi nawet jeżeli ich ciała już dawno przestały istnieć. Nie mówią w próżnię. Nad nimi pochylają się żony i mężowie, rodzice i dzieci, wnuki i przyjaciele.

Z budynku z czerwonej cegły stabilnym krokiem wychodzi młody mężczyzna oburącz trzymając drewniany skrzyżowany w górnej części kij. Za nimi podąża inny, w czarnym odzieniu. Spod brzegów kurtki wystaje mu biała tkanina, na jego twarzy maluje się spokój i opanowanie, jakby nie zauważał, że tuż za jego plecami pociągający nosem mężczyźni niosą długą dębową skrzynkę, a wokół niej idą zawodzące kobiety. Poza tym wszystko przenika ogłuszające wręcz milczenie.


Wspomnienie


W niewielkim oddaleniu tej scenie przypatruje się kobieta siedząca na skraju marmurowej ławki. Ubrana jest w krótką, ocieplaną kurtkę. Spod brązowej beretki w niekontrolowany sposób wysuwają się krótkie kosmyki siwiejących włosów.

– Czuję, jakby to było wczoraj. Był także zimowy dzień. Pomimo, że słońce świeciło ze zdwojoną siłą, to mróz trzymał, nie pozwalając rozpuścić się zalegającej cienkiej warstwie śniegu. Owego dnia tej ławki jeszcze nie było, a ja szłam wtedy w takim jak ten korowodzie. – na twarzy kobiety pojawiają się łzy. Podaję jej chusteczkę, a ta ociera szybko twarz, by słone krople jej nie odmroziły. Siadam obok nie zważając na przejmujące zimno.


– Przeżyliśmy ze sobą prawie pięćdziesiąt lat. On był górnikiem w kopalni, ja pracowałam najpierw w polu, potem bawiąc dzieci, a pod koniec w dużym zakładzie, na szarpalni. On jako górnik przeszedł na wcześniejszą emeryturę, ja dorabiałam do sześćdziesiątego roku życia. Pobraliśmy się z rozsądku. On był sołtysem w swojej wsi. Nie, nie był stary – dodaje szybko, widząc zdziwienie na mojej twarzy i gwałtownie kręci głową. Czasy były inne. Sołtysami zostawali młodzi ludzie. Rodzice namówili mnie na małżeństwo z nim. Mówili „Teresko, z tego Edzia to bardzo dobry człowiek. Nie znajdziesz lepszego”. Posłuchałam. Pobraliśmy się w 1955 roku. Początki były trudne. Polska zaledwie dziesięć lat wcześniej wyzwoliła się spod jarzma wojny, popadając jednak w ręce kolejnych oprawców. W sklepach nic nie było, a i rodzice w niczym nie pomogli. Nas w domu było dziewięcioro, u Edzia zaś czterech braci. Do wszystkiego dochodziliśmy sami.


Kiedy na świat przyszedł Kazio, to nie posiadaliśmy się ze szczęścia. Mieszkaliśmy wtedy w małej klitce na poddaszu. Wszędzie pełno było karaluchów, które wchodziły do kołyski syna i nie upilnowane, siekły niemiłosiernie jego maleńkie ciałko. Pewnego dnia Kazio zachorował. Na jego bródce pojawiła się krostka. Lekarz z oficyny obok przeciął ją i zostawił w takim stanie, nie podał surowicy; wdało się zakażenie, na ratunek było za późno. Odszedł kiedy ja byłam w siódmym miesiącu z Jadzią – kobieta ponownie ociera oczy i poczerwieniały nos, a ja tymczasem ukradkiem zerkam na czarny marmurowy pomnik gdzie na maleńkiej tabliczce widnieje napis: „Kazio W, żył lat 2”
.

- Dostaliśmy później dużo większe mieszkanie z przydziału. Do małej Jadzi dołączył Daruś. Wiedliśmy spokojne życie. Dzieci, pomimo swojej niesforności dawały nam dużo radości. Kiedy dorosły i założyły własne rodziny, nasz dom stał się miejscem spotkań świątecznych. Pełno w nim było śmiechu i wesela. Kilka lat temu za ich namową przeprowadziliśmy się do większego, wygodniejszego mieszkania. Wówczas jeszcze nie wiedziałam...

2 komentarze:

  1. pięknie piszesz...
    ...dobrze się czyta
    wytrwałości w prowadzeniu bloga ;-)
    m.

    OdpowiedzUsuń